Pod wieczór, dwaj inżynierowie, Dębski i Mazur, siedzieli przy
piwie, na tarasie restauracji, w Ornecie. Ludzie gadają, że miałeś
kolegium - powiedział Mazur.
- Wstyd się przyznać, ale to fakt.
- Wstyd się przyznać, ale to fakt.
- Opowiedz jak to było.
- Hmm... Łowiłem ryb w Pasłęce, w swoim ulubionym miejscu,
jakieś 600m od drogi, gdzie zawsze zostawiam samochód. Połów miałem
udany. Zbliżał się wieczór, zebrałem graty i szedłem ścieżką wzdłuż
rzeki. Nie uszedłem więcej jak 50m, a tu rąbnął , na ścieżkę przede mną
kawał drewna. Byłem całkowicie zaskoczony i wtedy usłyszałem:
- Panie Ładny - coś Pan taki wystraszony.
Na drugim brzegu rzeki stały dwie kobiety i śmiały się z
mojej głupiej miny. Przyjrzałem im się dokładnie. Obie bardzo urodziwe,
starsza mogła mieć 40 lat, a młodsza ze 20. Chyba matka i córka, bo były
podobne do siebie.
- Niech się Przystojny tak nie gapi, (Połechtała tym moją
próżność) tylko weźmie ten kawałek drewna i wyciągnie do siebie sznur do
niego przywiązany - powiedziała starsza.
Nie wiem dlaczego, ale posłusznie zrobiłem to co mi kazała.
- Teraz niech Pan Ładny przejdzie z drugiej strony olchy i przerzuci to drewno na naszą stronę.
Bardzo dobrze. To taka zabawa. Proszę jeszcze chwilę zostać.
Zostałem. Młodsza ciągnęła sznurek przesuwający się wokół
olchy, na moim brzegu, a starsza wypuszczała z worka sieć do rzeki.
Kiedy drgawica była już blisko mojego brzegu zaczepiła o dno. Wtedy
Młodsza odezwała się dźwięcznym głosem: niech Pan podniesie sieć do
góry. Nachyliłem się.
Z za pleców usłyszałem głos:
- O mamy kłusownika.
Obejrzałem się. Stało trzech funkcjonariuszy Straży Rybackiej. Na drugim brzegu piękne Panie
rozpłynęły się w krzewach łozy.
Nie pomogło tłumaczenie. Kolegium! Dodatkowo zostałem ukarany za uporczywe ukrywanie wspólników.
Zapadło milczenie. Po chwili Mazur powiedział: - Widzisz przyjacielu, czasem prócz wyższego wykształcenia dobrze mieć chociaż średni rozsądek.