czwartek, 22 grudnia 2011

Humoreska 23. Wędkarz Dziadek zawinił


              Dziadku, czy to prawda, że dawno było dużo ryb?                              
              Oj prawda Grzesiu, prawda.
              I Dziadek łowił dużo?
              Oj Grzesiu - dużo, bardzo dużo.
              A duże ryby Dziadek łowił często?              
              Oj często Grzesiu często.
              To czemu teraz tak mało razem łowimy Dziadku?
              Bo teraz jest bardzo mało ryb Grzesiu.
              Ja myślę Dziadku, że dlatego jest tak mało ryb bo Ty je wyłowiłeś.
              To prawda Grzesiu, że dużo łowiłem, ale inni mi pomagali, oj dobrze  
    pomagali i w dzień i w nocy. Pomagali łowić i nie tylko wędkami łowili.
              Te ryby których Dziadek nie złowił to teraz się boją Dziadka. Ja myślę,
    że jak za chwilę dojedziemy i będziemy wsiadać do łódki, to ryby poznają kto
    przyjechał, wszystkim rozpowiedzą i ze strachu pouciekają.
            Może jednak Grzesiu dziś coś złowimy.
            Dziadku, jeśli nic nie złowimy, to będzie wina Dziadka.






sobota, 3 grudnia 2011

Humoreska 22. Wędkowanie, którego nie było.

       






       Świtało. Przenikała Go radość. Podświadoma nadzieja na sukces. Nadzwyczajna chęć do działania jaką niesie z sobą wiosenny poranek. Wkładał do łódki wędkarskie manele z nie uświadomionym pośpiechem. Wypłynąć. Jak najszybciej wypłynąć. Wtedy Ją zobaczył.
                 Stała tuż. Na sąsiednim pomoście. Nie była młoda, ale i nie stara. Nie brzydka,ale i nie ładna. Miała oczy wielkie, przenikliwe, obezwładniające. Patrzyła na Niego. Czuł , że Go miażdży. Chciał Ją powitać, ale głos Mu zamarł. Stał się mały, zgarbiony, bezradny. Z trudem oderwał od Niej oczy. Chwycił wiosło i odpychał się od pomostu. Rozejrzał się. Znikła. Jak, gdzie?
                Nigdy przedtem Jej nie widział, a przecież znał dobrze ludzi i okolice. Skąd się wzięła i po co? Czuł Ją ciągle przy sobie. Wiedział, że niesie z sobą niepokój i grozę. Wiosłował miarową. W łódce nie było robaków. Zawrócił by je zabrać z pomostu. Bal się, że może ją znów spotkać. Było cicho, cudownie cicho, tylko słowik grał. Nie było Jej, odetchnął.
               Popłynął za cypel na swoje ulubione miejsce. Pech, stały tam już dwie łódki. Dalej to tylko bezrybie, może jednak dziś? Przy sitowiu pokazała się drobnica. Zmontował podrywkę. Rzucił w stado spławiającej się uklei. Pociągnął i stelaż rozleciał się. Koniec na dziś z żywcem. Ustawił łódkę i wyrzucił kotwicę. Jakimś cudem linka była przecięta i z kotwicą trzeba było pożegnać się. Myślał intensywni co teraz zrobić? Zobaczył najpierw jednego, potem jaszcze dwa okonie. Płynęły wzdłuż trzciny. Małe, średnie, duże - co raz więcej i więcej.
               Poczuł dotyk dłoni. Otworzył oczy. "Miałeś rano jechać na ryby" powiedziała Żona.