poniedziałek, 22 grudnia 2014

Humoreska nr 40. WIGILIJNE OKONECZKI

                             

          W połowie grudnia chwycił tęgi mróz. Śniegu nie było, więc jeziora szybko zamarzły. Jureczka "ssało" okropnie do zimowych połowów okoni. Ponieważ był to rok 1972 i nikomu nie śniło się o wolnych sobotach, więc biedak musiał czekać aż do niedzieli.
           Wybrał się na niewielkie jezioro, które dobrze znał, więc  wiedział gdzie należy szukać okoni. Aż mu się ręce trzęsły gdy kuł pierwszy przerębel. Teraz tylko rozwinąć z prymitywnego patyka żyłkę z błystką, własnej produkcji i do roboty. Już przy drugim szarpnięciu poczuł niewielki opór. Wyciągnął okonka takiego co to wymaga myślenia - wziąć czy wypuścić. Wówczas nie było wymiaru ochronnego, więc pozostawił go na lodzie. Za chwilę był drugi i trzeci. Jureczkowi poprawił się nastrój. Ja wam wyprawię dzisiaj bal - pomyślał.
       Obszedł całe jezioro, próbował płytko i głęboko. Prawie w każdej dziurze brały, ale niestety wszystkie z jednego rocznika. Do godziny drugiej miał około setki tych okoneczków. Czekało Go, bite dwie godziny, skrobania i patroszenia.
           Tego roku rodzinna wieczerza wigilijna była zapowiedziana u Jureczka. Kiedy okoneczki były już sprawione pokazał je żonie i zaproponował by przyrządziła je na wigilię. Żona, Irena, popatrzyła z pogardą na tę nędzne sztuki i powiedziała - gotuj je sam. Bez słowa schował połów do lodówki i pomyślał - ugotuję uchę według przepisu Babci, a potem Matki.
            Irena szalała w kuchni przez kilka dni. Przygotowała: karpia w galarecie i po żydowsku, pierogi z grzybami i kapustą, śledzie w śmietanie z jabłkami, barszcz czerwony z uszkami, kompot z suszu i jeszcze wiele innych dań, Jej ambicję było zabłysnąć talentem kulinarnym przed rodziną.
             Jureczek z trudem dostał się do kuchni, ale uchę ugotował i czekał.
          Przyszli teściowie, szwagier z żoną i dziećmi, samotna ciotka Wala i stryj Stefan. Było gwarno. Były kolędy przy choince. Dzieci czekały na prezenty 
           Najpierw łamanie się opłatkiem, potem pięknie przemówiła Irena i wreszcie biesiadnicy chwycili łyżki i widelce. Po pewnym czasie Jurek poszedł do kuchni i przyniósł w przezroczystej szklanicy swoją uchę. Zabielona śmietaną i zagęszczona mąką, posypana pokrojoną natką pietruszki - wyglądała apetycznie. Zwrócił się do teściowej: - Może Mamusia spróbuję mojej uchy?  Spróbowała i powiedziała: - to jest wyśmienite. Rozległy się głosy: ja też chcę, i ja, i ja. Za chwilę już wszyscy popijali uchę i jedli rękoma okonki. Zginęły wszystkie. Tylko Irena siedziała milcząca.
         Rozległy się pytania: Jak coś takiego ugotować? Gdzie ich tyle nałowiłeś. Dyskusja o rybach trwała do końca wieczerzy. Gdy już było po wszystkim i goście  rozeszli się Irena sarkastycznie powiedziała do Jureczka: - Te Twoje nędzne okoneczki popsuły mi całą wigilię.