sobota, 21 maja 2011

Humoreska 12. Jak Jan łowił szczupaka


T r o f e u m
                                                                                   


           O godzinie 8-mej 35 Jan doszedł do wniosku, że może urwać się z pracy. Zadzwonił do Tadka, artysty plastyka i umówili się na natychmiastowy wyjazd, na szczupaka. Pakowanie wędkarskich maneli poszło im gładko. Pojechali na dobrze im znane, płytkę jeziorko zarośnięte grążelami. W tych grążelach siedziały szczupaki i drwiły z wędkarzy przez całe lato. Teraz można było dobrać się do nich. Błyskawicznie  złożyli "Stynkę" i do roboty.
       Kilka dni wcześniej Tadek złowił tu 3 ładne szczupaki, a Jan jednego nietęgiego. Nic więc dziwnego, że planował dać dziś "szkołę" przyjacielowi. Po godzinie połowów Tadziu miał znów 3 sztuki, Jan zero. Był wściekły. Pracował zapamiętale, bez wytchnienia.
          I nareszcie jest. Serce łomoce i podchodzi do gardła. Trudno było go ruszyć z miejsca. Schodzi w bok. To na pewno ogromna sztuka, nie taki "knot" jak te Tadeusza. Nareszcie mu pokaże kto jest lepszy! Ale czemu idzie tak spokojnie? Ciężko, ale spokojnie. Dlaczego?  Tadek już trzyma podbierak. Jeszcze tylko z 5 metrów.
           Przyjaciel rzuca podbierak i wyje. Nie śmieje się, lecz dosłownie wyje. Przy burcie łódki pływa ogromny, dziurawy, gumowy but. Jan jest zdruzgotany, lecz po chwili śmieją się już razem. Coś takiego złowić to też sztuka.
           Koledzy Tadeusz, artyści, często spotykali się, przy kieliszku w przytulnej małej knajpce. Oczywiście Tadek opowiedział im jak Jan, ich znajomi, łowił szczupaki. Przez następnych kilka miesięcy kiedy tylko Jan zawitał do artystów był zasypywany pytaniami w takim stylu:
              - Jasiu, ile lat trzeba się uczyć wędkowania, żeby złowić but?
              - Jan na co łowi się buty?
               - Jaś taki sukces trzeba oblać, zamów kolejkę!

 


                   

niedziela, 15 maja 2011

Humoreska 11. WĘDKARZ Z SYNEM


                           

    







 Większość wędkarzy uważa, że wędkarstwo to takie wspaniałe hobby, które powinni uprawiać także ich synowie. Dlatego zabierają nad wodę swoje latorośle już od najwcześniejszych lat. Młody ojciec kombinuję: po co ma się włóczyć niewiadomą gdzie i z kim, palić po kątach papierosy lub co gorsza popijać piwko, nie mówiąc już o narkotykach, niech lepiej "moczy kija".
         Ojcu wydaje się, że wyprawa o świcie z synem (lub z synami) to wielka atrakcja dla niego. Często tak jest, ale bywa i odwrotnie. Nie wszyscy synowie podzielają zapał ojcowski, szczególnie wówczas gdy pierwsze wyprawy nad wodę nie obfitowały w sukcesy.
         Z własnego doświadczenia wiem, że to hobby nie przechodzi z ojca na syna automatycznie. Dokładałem wszelkich starań aby zarazić syna wędkowaniem, niestety nic z tego nie wyszło. Może nauczyciel był złym nauczycielem.
          Kiedy Jarek miał 6 lat, przy pięknej majowej pogodzie pojechaliśmy nad rzeczkę łowić okonki. Pokazywałem jak trzymać wędkę, jak zarzucać i jak zakładać robaki na haczyk. Łowiliśmy na czerwone robaki, jak wiadomo bardzo ruchliwe.
          Kiedy zakładałem kolejnego robaka, Jarek zapytał: Tatusiu czemu on tak macha ogonkiem? Trudne pytanie. Odpowiedziałem też pytaniem: jak myślisz,kiedy pies macha ogonem to co czuję?
      Myślę,że się cieszy.  - Bardzo dobrze Jaraczku. Robak machając ogonem na haczyku też się cieszy.  Jarek zrobił poważną minę, pokręcił głową i popatrzył na Ojca z niedowierzaniem.