piątek, 30 maja 2014

Hunoreska 37. Mój Tata jest wędkarzem

Sunrise, Dziewczyna, Bali, Sun 




       Mam na imię Zosia. Chodzę do szóstej klasy. Wszyscy mówię, że jestem pyskata. To oczywiście nieprawda. Teraz jestem schowana, za szafą, na strychu naszego starego domu. Postanowiłam pisać pamiętnik. Zacznę od tego co się działo dzisiaj, czyli w sobotę.
       Właściwie to cała historia rozpoczęła się w środę. Mama zaprosiła swoje siostry, Kasię i Dorotkę z mężami na sobotę. Powiedziała im, że Karol, mój Ojciec, przygotuję szczupaka w galarecie, od dawna obiecanego.
        Teraz muszę napisać, że mój Tata jest wędkarzem. Często jeździ na ryby, ale rzadko coś łowi. Za to uwielbia opowiadać o tym jak łowił, co złowił, jakie to były sztuki, a przede wszystkim o tych, które Mu się urwały.
        W czwartak , w południe, odjeżdżając zapowiedział Mamie, że bez trzech szczupaków nie wróci. Niestety, wrócił, jak mówią Taty koledzy "o kiju". Bardzo mi się podoba to powiedzenie. Dziś o 18-stej rozpoczęło się przyjęcie. Na stół "wjechał" ogromny półmisek z dwoma szczupakami w galarecie. Mama miała zagadkowy uśmiech. Za to Tata był w swoim żywiole. Opowiadał: "Ten wziął mi przy samych trzcinach, drugi większy urwał mi się. A ten z toni, gdzieś na 5-ciu metrach." 
         Nie mogłam tego słuchać. Poszłam do kuchni, pogrzebałam w śmieciach, znalazłam paragon i przysiadłam się do cioci Dorotki, z którą bardzo się lubimy. Z niewinną minką poprosiłam: Ciociu przeczytaj głośno co tu jest napisane, jednocześnie podając Jej paragon. Ciocia przeczytała: sklep garmażeryjny, szczupaki w galarecie, suma 69 zł.
          Zrobiło się cicho. Tata wstał, popatrzał na mnie takim strasznym wzrokiem, ruszył w moją stronę i powiedział: " Ja cię obedrę ze skóry!"  Uciekłam.      

środa, 7 maja 2014

Humoreska 36. Wędkarz ... Krystyna

                                      
                         Krajobraz, Jezioro, Bank                


      Była styczniowa niedziela. Wstałem o 5-tej, o 6-stej wyszedłem z domu. Ciemno i bardzo mroźno. Samochód odpalił bez problemu. Ruszam, patrze na deskę rozdzielczą, nie do wiary, 19 stopni mrozu. Mieliśmy jechać na ryby z kolegą Stasiem. Zadzwonił późnym wieczorem, że ma wysoką temperaturę i nie pojedzie. Ta "temperatura" to z pewnością wymysł Agnieszki, żony Stasia pantoflarza. Na lodzie raźniej w                      towarzystwie. Może kogoś spotkam?
      Na parkingu, nad jeziorem Świętym, ku mojemu zdziwieniu, stał już wielki Mercedes z Warszawską rejestracją. Świtało. Zebrałem cały sprzęt i na lód. To taka cudowna chwila, tyle nadziei. Warszawiaków nie widziałem. Wywierciłem trzy dziury, dla rozgrzewki. Brań nie było. Poszedłem na głębszą wodę. Znów nic. Zbliżyłem się do trzcin i tu natychmiastowe branie, a właściwie szarpnięcie. Szczupak popłynął z moją mormyszką za 9 zł.
         Wzeszło jaskrawe słońce. Jakieś 200m dalej, w miejscu do którego szedłem, siedział tylko jeden Warszawiak. Musiał tu bywać, bo wiedział gdzie jest najpewniejsze miejsce na okonie zimą. Podszedłem bliżej. Gość miał elegancki, nietonący kombinezon i składane saneczki. Przy kilku przeręblach leżało kilkanaście zgrabnych okoni. Z miejsca nabrałem szacunku. Grzecznie powiedziałem: - "Dzień dobry". Odpowiedział. Głos miał jakiś charczący i pokazał, że ma problemy z mówieniem. Twarzy wiele nie widziałem, bo był dość mocno zakapturzony.
            Zapytałem czy jest z Warszawy. Kiwnięcie głową. Czy tu już bywał? Zrozumiałem,że był tu wiele razy. Sprzęt miał doskonały i wiedział jak go wykorzystać. Okonie pięknie brały, więc i mnie humor poprawił się. Mróz zelżał i było bardzo przyjemnie. Jak to na rybach, czas szybko zleciał. Jak na komendę spotkaliśmy się na parkingu. Spojrzałem Mu w oczy. Były piękne. Wtedy Warszawiak wyciągnął do mnie rękę i powiedział: - Jestem Krystyna, mam takie nietypowe jak na kobietę hobby. Ja z pewnością miałem minę idioty.