czwartek, 3 kwietnia 2014

Humoreska 35. Wędkarski bigos

Rosówki nie trucizna?
                
                  Trzej oficerowie, każdy doskonały organizator, od poniedziałku planowali wyjazd na ryby. Nie był to zwykły wyjazd, lecz majowy biwak nad jeziorem Łańskim. Ponieważ był rok 1979, to nie można było ot tak sobie wjechać nad te jezioro.
                  Zadanie załatwienie wjazdu i łódki otrzymał - zwiadowca Ignaś.
                  Prowiantem i noclegiem miał się zająć - kwatermistrz Bolek.
                  Transport, własnym "Maluchem" i nazbieranie rosówek należało do sapera Krzysia.
                 Jak to w wojsku - "Umarł nie umarł pogrzeb o trzeciej, porządek musi być". Każdy zabrał się gorliwie do dzieła. Ignaś wykonał kilka telefonów, a że miał swoje "chody", więc załatwił to co do niego należało. Bolek słynął z umiejętności gotowania bigosu, więc nagotował ogromny gar już w piątek. Przygotował też namiot, materace, śpiwory, butle z gazem i inne niezbędne rzeczy. Krzyś pół nocy poświęcił na zbieranie rosówek, a że był specem w tej materii więc umieścił je w drewnianym pudełku we mchu. To że każdy miał z sobą "szkło" było oczywistością.
             Problem powstał gdy cały majdan trzeba było załadować do "Malucha". Wędki i namiot umieścili na dachu. Resztę po kilku próbach jakoś udało się wcisnąć do środka. Pojechali!
                Rozładowanie samochodu i postawienie namiotu poszło gładko. Do wieczora było jeszcze sporo czasu, więc Ignaś z Bolkiem, ze spiningami popłynęli łódką. Krzyś ubrał wodery i poszedł brzegiem. Szczupaki brały. Nic dziwnego, że zakończyli łowy gdy zrobiło się ciemno.
                Byli głodni. Bolek popędzał Krzysia, żeby szybciej grzał ten bigos. Krzyś nakazał mu, żeby pokroił chleb, a Ignaś zajął się kieliszkami.
               Wieczór był piękny. Z za lasu wyszedł, ogromny jak balia księżyc. Mieli już  razem osiem szczupaków. Bigos był pyszny, a wódka - aż słodka.
               Wstali o świcie. Każdy dostał michę bigosu. 
              - O kurczę! Wrzasnął Bolek - co to jest w tym bigosie?
         No tak, to są wczoraj ugotowane i jedzone rosówki. Widocznie było im tam chłodniej.   Poprzechodziły podczas jazdy w ciasnocie.
           Ignaś zerwał się, dobieg do pnia i zaczął wymiotować "po za linię horyzontu". Pozostali stracili apetyt. Kwatermistrz nie zmartwiony powiedział: 
               Dżdżownice, to najprawdziwsza, najczystsza przyroda. Jedliście najbardziej ekologiczny bigos świata!!!