poniedziałek, 31 października 2011

Humoreska 20. Dla wędkarza - żona to kula u nogi ?

Przyjaciel jest najważniejszy?
             













     Olsztyn, 1966 rok. Heniu to był ktoś - miał trabanta. Jego serdeczny przyjaciel Witek też "nie od macochy" miał jawę 250. Pracowali w Ratuszu. Uwielbiali łowić ryby. To trabantem, to jawą często jeździli, bliżej lub dalej na wędkowanie.
                    Mieli po 32 lata. Każdy z nich słyszał, coraz częściej, opinię - "stary kawaler".  Wielokrotnie przekonywali się wzajemnie, że żona to kula u nogi, że żonaty to na ryby nie pojedzie, że najlepiej być kawalerem.
                  Pewnego wiosennego dnia, w niedzielę, wracali z ryb. Na przystanku PKS zobaczyli
 z daleka machającą osobę. Henio zatrzymał trabanta. Oniemieli. Jakie oczy, jakie usta, a te loczki, a figurka... Witek wysiadł z samochodu, żeby przejść na tylną kanapę. Obaj zapraszali cudowną dziewczynę do limuzyny.
                 Zanim dojechali do Olsztyna obaj już byli zakochani w Basi. Była nie tylko piękna, ale nadzwyczaj miła, pogodna i miała w sobie to coś. Po błaganiach zgodziła się na spotkanie z nimi, we wtorek, w kawiarni "Staromiejska". Każdy z nich główkował co by tu zrobić, żeby na spotkanie iść bez kumpla. Niestety przyszli obaj. Basia była nauczycielką. Niczego więcej nie dowiedzieli się. Na ich prośby o następne spotkania, zapisała telefony i oznajmiła, że jak będzie chciała spotkać się z którymś to zadzwoni.
                  Henio z Witkiem rozstali się w złości. Każdy myślał: - "jak on może robić mi takie świństwa, przecież to oczywiste, że wybrała mnie". Dzwoniła, to do jednego, to do drugiego, dość regularnie. Spotykała się ze szczęśliwcem w kawiarni lub w kinie i na tym się kończyło. Nie pozwoliła nawet dotknąć się. Między nimi doszło do wojny. Raz o mało nie pobili się. Nie rozmawiali ze sobą, nie jeździli na ryby. 
                  Po miesiącu każdy z nich oświadczył się Basi. Zwodziła, żartowała. Oni patrzyli w te cudne oczęta z nadzieją.
              Pewnego dnia rano, Henio zastał na swoim biurku nie zaklejoną kopertę. Wyjął zawartość i czyta: "Barbara Waniek i Artur Kos mają zaszczyt zaprosić na ceremonię ślubną w tutejszym U.S.C. " itd. Był zszokowany. Znał tego Artura - to syn bogatego badylarza z Jarot. Pobiegł do Witka. Ten skamieniały siedział nad otwartą kopertą. Popatrzyli na siebie i wpadli sobie w ramiona.
                 Po pracy poszli "Pod Żagle". Topili swój smutek, żal i głupotę w alkoholu. Wieczorem, idąc chwiejnym krokiem ul. Pieniężnego, co chwile wykrzykiwali: " Precz z babami!!!"  "Niech żyją ryby!!!

poniedziałek, 24 października 2011

Humoreska 19. Wędkarze uważajcie na kobiety


Nawet mała może być niebezpieczna !!?
     










   Dorotka była dzieckiem żywym, pogodnym i nadzwyczaj zdolnym. Mieszkała we wsi położonej nad Łyną. Chodziła do piątej klasy i podkochiwała się w Maćku. Oczywiście nikt o tym nie wiedział. Maciek uczeń klasy szóstej, wysoki, przystojny, dobrze się uczył, ale był zarozumiały, arogancki i lubił dokuczać słabszym i mniej zdolnym. W ubiegłym roku wygrał zawody wędkarskie.
         W pierwszą niedzielę kwietnia ukochany Dziadek zaproponował Dorotce wyprawę na ryby. Poszła. Było to dla niej zupełnie coś nowego. Najpierw długo spacerowali nad Łyną. Dziadek pokazywał gdzie,kiedy, jak i co można złowić. Wreszcie zaczęli łowienie za zwalonym drzewem gdzie tworzył się spokojny wir. Ponieważ okonie wyszły na tarło z pobliskiego jeziora brania były częste. Dorotka szalała z radości. Doskonale radziła sobie z wędką i robakami.
          W poniedziałek rano, przy wejściu do szkoły,spotkała Macka. "Cześć Smarkula" - powitał ją ironicznie. W tej chwili błysnęła jej myśl: - słuchaj może zrobimy zawody wędkarskie? Ha, ha, ha! A Ty umiesz trzymać wędkę? Nie, skłamała, ale się nauczę. Poważnie? Poważnie. Kiedy? Dziś o 16-stej. Mam warunek: - jak przegrasz Mała to zeżresz swoje robaki, moi koledzy dopilnują tego. Zgoda, powiedziała Dorotka, ale ja mam też warunki:  1) jak przegrasz to też będziesz jadł dżdżownice; 2) ja wybiorę dla siebie miejsce do łowienia,a Ty nie możesz być bliżej niż  50 m. Zgoda? Zgoda.
           Do końca zajęć szkoła aż huczała na temat zawodów. 
Powstał komitet sędziowski. Ustalono, że każdy zawodnik otrzyma 30 robaków. Zawody będą trwały dwie godziny.
            O 16-stej pół szkoły było nad rzeką. Dorotka pożyczyła wędkę od Dziadka i otrzymała jeszcze dużo rad. Wybrała oczywiście to miejsce gdzie wczoraj łowili. Już po kilku minutach prowadziła Dorotka przy gromkim aplauzie kibiców.
           O 17-stej 30 zabrakło jej robaków. Miała 28 pięknych okoni. Sędziowie przerwali zawody. Maciek złowił 6 okonków i zostało mu 12 dżdżownic. Zwycięstwo Dorotki było oczywiste.
          Dziewczynki umyły dżdżownice i nakazały Mackowi żeby je zjadł. Oczywiście nie chciał. Otoczyli go ze wszystkich stron i krzyczeli: jedz, żryj, żryj, sam to przecież wymyśliłeś! Nie miał wyjścia. Pierwsza jakoś poszła, przy drugiej zwymiotował, był bliski płaczu. Reputacja Macka legła w gruzach.
           Na drugi dzień nawet maluchy w szkole krzyczały:
"Maciek jak smakują robaki?"
           Panowie ... uważajcie na kobiety, nawet na te najmłodsze. 
                                                                            





poniedziałek, 10 października 2011

Humoreska 18. Wędkarska bajka z morałem


 

               Dawno,dawno temu, gdy jeszcze jeziora były pełne ryb, a lasy pełne zwierza, wydarzyła się ta historia.
               W lesie nad jeziorem mieszkał wilk Niezguła i jego znajomy lis Spryciarz. Nastała sroga zima i zwierzęta cierpiały z głodu i zimna. Pewnego mroźnego dnia przyjechali nad jezioro rybacy. Rozłożyli sprzęt, wyrąbali przeręble i zaczęli łowić ryby. Z lasu przyglądali się tym zabiegom wilk i lis.
                Pod wieczór rybacy załadowali ryby na sanie, otulili się kożuchami i pojechali przez las. Lis podążył ich śladem. Wskoczył na tył sań i nazrzucał dużych ryb i w krzaki. Spryciarz zebrał ryby i rozkoszował się jedzeniem. Wywąchał to Niezguła. Daj chociaż jedną - błagał wilk lisa. Ja sobie nałowiłem to i ty możesz! Chętnie ale nie wiem jak? To proste. Włożysz ogon do przerębla,posiedzisz półgodziny powtarzając magiczne słowa: "łap się rybą mała, mniejsza i najmniejsza, łap się rybą mała... " i tak do końca.
               Wilk pobiegł do przerębla, włożył ogon i myśli - ten Spryciarz jadł duże
ryby, a mnie każe łowić małe.Nie będę taki głupi i zaczął krzyczeć: Łap się rybą duża, większa i największa. Łap się rybą ... Po pół godzinie wydzierania się wilk postanowił wyciągnąć swój połów. Ogon ani drgnął, nie pomogło szarpanie. Zaczął wołać o pomoc.
               Przybiegł, zadowolony z siebie, lis i pyta co się stało? Czy wszystko robiłeś tak jak ci radziłem? Wilk rozpłakał się i wyznał, że zamiast małych łowił duże. Widzisz, mówi lis, naczepiało się ich tyle i tak dużych, że nie sposób je wyciągnąć. Jedyne co ci pozostało to czekać do rana, może część z nich odpłynie.
              Rano powrócili rybacy i zastali wilka z ogonem w lodzie. Od tego czasu nie było już Niezguły w lesie, a jeden rybak miał ciepłą szubę.
M o r a ł :
           1. Dobre rady fałszywego przyjaciela nie są dobrymi radami.
           2. Gdy włożysz koniec swojego ogona w nieodpowiednie miejsce to,
               to może być początek twojego końca.
            

piątek, 7 października 2011

Humoreska 17. Najpiękniejszy w jeziorze.

Czy nie jestem piękny ?

                  Szczupak wyciągnięty z wody ma swój urok. Szczególnie gdy w złocistych plamkach na jego ciele odbiją się promienie słońca. Wzdręga, inaczej krasnopiórka na ogół wzbudza zachwyt swoją urodą. Jak pisał Jerzy Putrament, wielki pisarz i miłośnik przyrody, - wzdręga to  "ryba aktorka, piękna i niedobra".                                          
                 Jednak pośród naszych ryb słodkowodnych jest, moim zdaniem, najpiękniejszy,najwspanialszy - OKOŃ. Jego harmonijne kształty,niepowtarzalne,
wyrafinowane, wyjątkowo bogate ubarwienie wprowadzają mnie zawsze w zachwyt.
        Ubarwienie okonia, w dużej mierze, zależy od środowiska w jakim przebywa. Grzbiet ma najczęściej oliwkowo zielony, boki zielone z żółtym, a nawet złotawym lub niebieskim odcieniem. Brzuch ma biały lub żółtawy. 
         Charakterystyczne dla tego gatunku są poprzeczne ciemne, czasem prawie czarne, pręgi. Jest ich od 5 do 9. Pierwsza płetwa grzbietowa to majstersztyk  ewolucji, zachwyci się nią nawet dziecko. Inne płetwy mają kolor jaskrawo  czerwony lub karminowy.
                Łuski ma okoń drobne, mocno osadzone. Wyjęty z wody jest "suchy".
Jego ciało nie pokrywa żadna maź czy śluz, jak to bywa u innych ryb. Nie trzeba myć rąk po zetknięciu się z tą rybą.
                Okoń jest tak piękny jak jesienny borowik, wyrosły w lesie na rogatku
reniferowym. Piękniejsze od okoni są tylko KOBIETY. One są nieskończenie piękne, zachwycające, niepowtarzalne, boskie. Niestety uroda kobiety szybko
przemija, a u okonia...
                Otóż to - okoń im starszy tym piękniejszy, znamienne, że w szczególności dotyczy to samców.