środa, 10 sierpnia 2022

Humoreska nr. 58 WĘDKARSKIE SZCZĘŚCIE

  


                      

                      WĘDKARSKIE  SZCZĘŚCIE

 W czerwcowe popołudnie, Zyga, Artur i Micha, wędkarze, skrzyknęli się na wódkę. Wypili po setce i Artur zapytał Zygę co wczoraj złowił. Ten się skrzywił i powiedział, że nic. Dziś, kiedy ryb jest tak mało trzeba mieć szczęście żeby coś złowić, dodał.

    To uważasz, że nie masz szczęścia?

     Po pierwsze nie pamiętam czy wstałem prawą nogą, po drugie zaraz przy domu kot przeleciał mi drogę, a po trzecie żona jeszcze spała i nie potrzymałem jej  za kolano. Te zdarzenia, jak wiadomo, wykluczają szczęście.

      To jest oczywiste, a ponadto jak chcesz złowić dużą rybę trzeba stosować myśliwską zasadę: „- Im większy zwierz, tym wyżej bierz.” Ja chwytam żonę nie tylko za kolano.

      Ja wam powiem, wtrącił się Michał, że niema nic gorszego jak w drodze na ryby spotkać zakonnice. W takim wypadku najlepiej wrócić do domu i już nigdzie tego dnia nie wychodzić.

      To co, według was, trzeba zrobić, żeby mieć gwarantowane szczęście?

      Ja ci powiem: - Należy mieć złotą monetę w kieszeni, ostatecznie może być zwykła złotówka.

      Tak, tak, a jeszcze lepiej mieć w kieszeni stówę, wtedy w drodze powrotnej zajeżdżasz do rybolu, kupujesz trzy szczupaki i masz co opowiadać znajomym przez pół roku.

      Skończmy już z tym szczęściem, Michał polej, a ja opowiem wam dowcip.

      Kobieta łowiła ryby i zauważyła, że zbliża się strażnik, więc wędkę położyła koło siebie i udaje, że się opala. Podszedł strażnik ze srogą miną i powiedział: tu nie wolno łowić ryb, zapłaci pani mandat. Ale ja przecież nie łowie – odpowiedziała kobieta. Tak ale ma pani narzędzie do łowienia. Niech pan tylko spróbuję, to ja oskarżę pana o gwałt i pójdzie pan siedzieć. Ha, ha na jakiej podstawie pani mnie oskarży? A na takiej jak pan mnie – ma pan przecież z sobą narzędzie gwałtu.

      To ja wam powiem co ja robię żeby złowić dużą rybę, powiedział Marcin  - ja się modle. Przecież ty nie chodzisz do kościoła! Nie szkodzi, Nauczę was tej modlitwy: - „ Boże spraw abym złowił taką rybę o której mógłbym opowiadać do śmierci nie kłamiąc ani słowa.” To wypijmy za wędkarskie szczęście.

piątek, 8 kwietnia 2022

Humoreska nr 57 CIEKAWOSTKI

 

                      

                 

                                                    C I E KA W O S T K I

   Serdeczni przyjaciele – Marek i Władek – inżynierowie, razem pracowali na podobnych stanowiskach. Spędzali też z sobą dużo czasu w różnych okolicznościach. Szczególnie cenili sobie wspólne wędkowanie. Siedząc na łódce mogli rozmawiać o wszystkim.

    Pewnego razu, gdy ryby bardzo kiepsko brały, Marek zaczął filozoficznie – przyrody nikt do końca nie zrozumie.

    Co masz na myśli? – zapytał Władek.

    Chociażby prawo zachowania gatunku i sposoby jego realizacji.

    O tak, czasem bywa ciekawy, np.: Jeleń, byk, ma zdolność rozrodczą tylko raz w roku, w październiku. Koziołek, samiec sarny, może dwa razy – wiosną i jesienią. W maju na miłość mają ochotę te panienki, które jeszcze nie rodziły. Jesienią mają huczkę pozostałe. Ciekawostka polega na tym, że ciąża u saren trwa sześć lub dwanaście miesięcy, bo rodzą wszystkie w maju. U tych pierwiastek występuje zjawisko ciąży utajonej, płód nie rozwija się przez całe lato.

     To ja opowiem ci inną ciekawostkę – odezwał się Marek.

     Na pewno zauważyłeś, że takie ptaki jak łabędzie, bociany, jaskółki, szpaki, gawrony i inne są nie do odróżnienia według płci. Każdy rozróżni kurę od koguta, kaczkę od kaczora, bażanta od jego żony. Może oglądałeś na filmie rajskie ptaki – tam różnica w upierzeniu jest dopiero kolosalna.  

    Co jest tego powodem – nie wiesz, to ja podszkolę cię. Otóż, mój drogi, tam gdzie wychowaniem dzieci zajmują się oboje rodzice to są jednakowo upierzeni, a gdy dziećmi zajmuje się tylko matka to jest szarą kurką, a on, wiecznie wolny ubiera się w kolorowe piórka.

    A wiesz, mój kolego wędkarzu czego potrzebują do rozmnażania się różanki. Takie małe rybki, doskonałe na żywca.

   No nie wiem.

   To posłuchaj. W maju samczyk, w godowej szacie, poszukuje odpowiedniej małży, może to być szczeżuja lub skójka i od niej nie odchodzi, aż przyjdzie samiczka. Ona na to okoliczność wykształciła pokładełko w postaci rurki. Tę rurkę wsuwa do otworu skrzelowego małża i składa tam ikrę. Na to tylko czekał kawaler. Dotyka wlotu i wypuszcza mlecz. Młode rodzą się po dwudziestu kilku dniach.

   Mój drogi przyjacielu, to wszystko jest ciekawe, tylko nudne, bo u zwierząt odbywa się zawsze tak samo i o tej samej porze. Co innego u ludzi. Tu z tym rozrodem związane są najróżniejsze zdarzenia.

   U mnie na wsi zdarzyła się taka historia. Była sobie cud dziewczyna – Krysia. Wyszła za mąż gdy miała 19 lat. Po roku urodziła Zosię. Mąż Krysi – Franek – zmarł na gruźlicę gdy Zosia miała 10 lat. Żyły we dwie, obie piękne i ponętne. Nie jeden robił podchody, bez rezultatu.

     Zosia zdobyła maturę w mieście i wróciła do mamy. Poznała tam jakiegoś przystojniaka. Często przyjeżdżał do nich mercedesem. Ludzie ocenili go na 30 latka. Rozeszła się wieść, że będzie się żenił z Zosią. Miejscowi kawalerowie zazdrościli mu. Minął rok, a wesela ciągle nie było, a potem sensacja. Wszyscy widzą, że czterdziestoletnia Krysia jest w ciąży. Co o tym myśli dwudziestoletnia Zosia nikt nie wie.

     Tak to pokrętnie zadziałało prawo zachowania gatunku.

     Nie gap się, ryba ci bierze!

                                                   Piaseczno 29.03. 2022 rok.                                                                                                 

   

 

 

 

 

czwartek, 3 lutego 2022

Humoreska nr. 56 GŁÓWKA KAPUSTY

 

                                                             

                                          GŁÓWKA   KAPUSTY

          W latach wojny, z roku na rok, z jezior Warmii i Mazur, wyławiano coraz mniej ryb. Przyczyna była prosta. Co raz więcej rybaków Hitler wcielał do wojska. Ryby miały łowić kobiety. Brakło im wiedzy i ochoty, to też efekty były opłakane. Po wojnie ludność napływowa zajmowała się głównie rolnictwem, a nieliczni zawodowi rybacy mieli kłopoty ze zdobyciem sprzętu. Jako rezultat tych historycznych zaszłości były jeziora pełne ryb, czyli raj dla wędkarzy.

       Na początku lipca 1963 roku, inż. Bronek postanowił, że w niedzielę, skoro świt pojedzie na ryby. W sobotę, przed wieczorem, przyszli znajomi. Zasiedzieli się. Była wódeczka, zakąska i „Długie Polaków rozmowy.”

       Kiedy się obudził było już po ósmej. Zły na siebie, zjadł byle co, przywiązał do roweru leszczynowe wędki, na plecy założył ponton i popedałował nad cudowne jezioro Narie, do wsi Bogaczewo, 7 km od Morąga gdzie mieszkał z rodziną. Zanim dojechał, zanim nazbierał larw chruścika, przygotował wędki i ponton wybiła dziesiąta. Był  piękny, bezwietrzny dzień, tylko upał wzmacniał się  z każdą godziną.

      Pompując ponton zauważył, że nieopodal, blisko brzegu, siedzi na dętce traktorowej i kilku deskach, człowiek i co chwilę wyciąga rybę. Dobra wróżba, pewnie miejscowy. Wypłynął, wrzucił nieco zanęty i po chwili było branie, a potem następne i następne. Od czasu do czasu spoglądał na swojego sąsiada i wydawało mu się, że ta jego dętka rośnie.

     Po jakieś godzinie, tę letnią ciszę, niespodziewanie, przerwał potężny huk. Bronek mało nie wypadł z pontonu. Rozejrzał się. Nie było jego sąsiada, ani dętki. Najpierw zauważył rękę potem na moment głowę. Uświadomił sobie, że ten człowiek topi się. Zdenerwowany płynął mu na ratunek krzycząc co sił w płucach – Stań na nogi! - Stań na nogi! Miał do topielca jeszcze z 10m, gdy ten stanął, woda sięgała my ledwie do piersi. Rozejrzał się i pobiegł w stronę brzegu. Zatrzymał się dopiero z 7 metrów od wody, kaszląc i prychając wodą.

     Bronek podpłynął do niego i wysiadł z pontonu. Tamten złapał go za rękę i chciał go pocałować w dłoń. Wyrwał rękę.  Topielec zaczął powtarzać: - Pan uratował mi życie, Pan uratował mi życie, nigdy tego Panu nie zapomnę. Co by zrobiła czwórka dzieciaków bez ojca. Że też mnie nie przyszło do głowy, żeby stanąć.

    - Jak ma Pan na imię?

    - Stach.

    - Zapali Pan, Panie Stachu?

    - O chętnie. Zapalili. Stach wyraźnie odprężył się i zaczął mówić. Jestem traktorzystą w tutejszym PGR-e. Wiedziałem, że przysłali nowe dwie dętki do traktora. Wczoraj, gdy mój kolega popijał z magazynierem, ja podprowadziłem jedną. Nie wiedziałem, że to takie gówno i wystrzeli.

      - Ja myślę, że Pan za mocno ją napompował, a upał zrobił resztę.

      - Proszę Pana, powiedział Stach, ja bardzo proszę żeby Pan poczekał tu na mnie ze 20 minut, pobiegnę do domu, muszę się Panu odwdzięczyć, inaczej miałbym wyrzuty sumienia do końca życia. Co było robić – Bronek czekał.

     Z daleka zobaczył, że Stach niesie w rękach główkę kapusty. To dla Pana powiedział. Zdziwiony przyjął. Stach mówił: - Moja żona jest główną dojarką w gospodarstwie, sama robi doskonałe masło dla nas, przecież dzieci nie będą jadły suchego chleba. Nie mamy odpowiedniego papieru więc żona zawija je w liście od kapusty.

    Żona Bronka nie mogła się nachwalić tego masła, a było go z kilogram. Potem, przez wiele lat opowiadała znajomym jak to jej mąż pojechał na ryby i złowił główkę kapusty.

          

                                                                                                  Piaseczno 02.02.2022 r