GŁÓWKA KAPUSTY
W latach wojny, z roku na rok, z
jezior Warmii i Mazur, wyławiano coraz mniej ryb. Przyczyna była prosta. Co raz
więcej rybaków Hitler wcielał do wojska. Ryby miały łowić kobiety. Brakło im
wiedzy i ochoty, to też efekty były opłakane. Po wojnie ludność napływowa
zajmowała się głównie rolnictwem, a nieliczni zawodowi rybacy mieli kłopoty ze
zdobyciem sprzętu. Jako rezultat tych historycznych zaszłości były jeziora
pełne ryb, czyli raj dla wędkarzy.
Na początku lipca 1963 roku, inż. Bronek
postanowił, że w niedzielę, skoro świt pojedzie na ryby. W sobotę, przed
wieczorem, przyszli znajomi. Zasiedzieli się. Była wódeczka, zakąska i „Długie
Polaków rozmowy.”
Kiedy się obudził było już po ósmej. Zły
na siebie, zjadł byle co, przywiązał do roweru leszczynowe wędki, na plecy
założył ponton i popedałował nad cudowne jezioro Narie, do wsi Bogaczewo, 7 km
od Morąga gdzie mieszkał z rodziną. Zanim dojechał, zanim nazbierał larw
chruścika, przygotował wędki i ponton wybiła dziesiąta. Był piękny, bezwietrzny dzień, tylko upał wzmacniał
się z każdą godziną.
Pompując ponton zauważył, że nieopodal,
blisko brzegu, siedzi na dętce traktorowej i kilku deskach, człowiek i co
chwilę wyciąga rybę. Dobra wróżba, pewnie miejscowy. Wypłynął, wrzucił nieco
zanęty i po chwili było branie, a potem następne i następne. Od czasu do czasu
spoglądał na swojego sąsiada i wydawało mu się, że ta jego dętka rośnie.
Po jakieś godzinie, tę letnią ciszę,
niespodziewanie, przerwał potężny huk. Bronek mało nie wypadł z pontonu.
Rozejrzał się. Nie było jego sąsiada, ani dętki. Najpierw zauważył rękę potem
na moment głowę. Uświadomił sobie, że ten człowiek topi się. Zdenerwowany
płynął mu na ratunek krzycząc co sił w płucach – Stań na nogi! - Stań na nogi!
Miał do topielca jeszcze z 10m, gdy ten stanął, woda sięgała my ledwie do
piersi. Rozejrzał się i pobiegł w stronę brzegu. Zatrzymał się dopiero z 7
metrów od wody, kaszląc i prychając wodą.
Bronek podpłynął do niego i wysiadł z
pontonu. Tamten złapał go za rękę i chciał go pocałować w dłoń. Wyrwał
rękę. Topielec zaczął powtarzać: - Pan
uratował mi życie, Pan uratował mi życie, nigdy tego Panu nie zapomnę. Co by
zrobiła czwórka dzieciaków bez ojca. Że też mnie nie przyszło do głowy, żeby
stanąć.
- Jak ma Pan na imię?
- Stach.
- Zapali Pan, Panie Stachu?
- O chętnie. Zapalili. Stach wyraźnie
odprężył się i zaczął mówić. Jestem traktorzystą w tutejszym PGR-e. Wiedziałem,
że przysłali nowe dwie dętki do traktora. Wczoraj, gdy mój kolega popijał z
magazynierem, ja podprowadziłem jedną. Nie wiedziałem, że to takie gówno i
wystrzeli.
- Ja myślę, że Pan za mocno ją
napompował, a upał zrobił resztę.
- Proszę Pana, powiedział Stach, ja
bardzo proszę żeby Pan poczekał tu na mnie ze 20 minut, pobiegnę do domu, muszę
się Panu odwdzięczyć, inaczej miałbym wyrzuty sumienia do końca życia. Co było
robić – Bronek czekał.
Z daleka zobaczył, że Stach niesie w
rękach główkę kapusty. To dla Pana powiedział. Zdziwiony przyjął. Stach mówił: -
Moja żona jest główną dojarką w gospodarstwie, sama robi doskonałe masło dla
nas, przecież dzieci nie będą jadły suchego chleba. Nie mamy odpowiedniego
papieru więc żona zawija je w liście od kapusty.
Żona Bronka nie mogła się nachwalić tego
masła, a było go z kilogram. Potem, przez wiele lat opowiadała znajomym jak to
jej mąż pojechał na ryby i złowił główkę kapusty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz