czwartek, 3 lutego 2022

Humoreska nr. 56 GŁÓWKA KAPUSTY

 

                                                             

                                          GŁÓWKA   KAPUSTY

          W latach wojny, z roku na rok, z jezior Warmii i Mazur, wyławiano coraz mniej ryb. Przyczyna była prosta. Co raz więcej rybaków Hitler wcielał do wojska. Ryby miały łowić kobiety. Brakło im wiedzy i ochoty, to też efekty były opłakane. Po wojnie ludność napływowa zajmowała się głównie rolnictwem, a nieliczni zawodowi rybacy mieli kłopoty ze zdobyciem sprzętu. Jako rezultat tych historycznych zaszłości były jeziora pełne ryb, czyli raj dla wędkarzy.

       Na początku lipca 1963 roku, inż. Bronek postanowił, że w niedzielę, skoro świt pojedzie na ryby. W sobotę, przed wieczorem, przyszli znajomi. Zasiedzieli się. Była wódeczka, zakąska i „Długie Polaków rozmowy.”

       Kiedy się obudził było już po ósmej. Zły na siebie, zjadł byle co, przywiązał do roweru leszczynowe wędki, na plecy założył ponton i popedałował nad cudowne jezioro Narie, do wsi Bogaczewo, 7 km od Morąga gdzie mieszkał z rodziną. Zanim dojechał, zanim nazbierał larw chruścika, przygotował wędki i ponton wybiła dziesiąta. Był  piękny, bezwietrzny dzień, tylko upał wzmacniał się  z każdą godziną.

      Pompując ponton zauważył, że nieopodal, blisko brzegu, siedzi na dętce traktorowej i kilku deskach, człowiek i co chwilę wyciąga rybę. Dobra wróżba, pewnie miejscowy. Wypłynął, wrzucił nieco zanęty i po chwili było branie, a potem następne i następne. Od czasu do czasu spoglądał na swojego sąsiada i wydawało mu się, że ta jego dętka rośnie.

     Po jakieś godzinie, tę letnią ciszę, niespodziewanie, przerwał potężny huk. Bronek mało nie wypadł z pontonu. Rozejrzał się. Nie było jego sąsiada, ani dętki. Najpierw zauważył rękę potem na moment głowę. Uświadomił sobie, że ten człowiek topi się. Zdenerwowany płynął mu na ratunek krzycząc co sił w płucach – Stań na nogi! - Stań na nogi! Miał do topielca jeszcze z 10m, gdy ten stanął, woda sięgała my ledwie do piersi. Rozejrzał się i pobiegł w stronę brzegu. Zatrzymał się dopiero z 7 metrów od wody, kaszląc i prychając wodą.

     Bronek podpłynął do niego i wysiadł z pontonu. Tamten złapał go za rękę i chciał go pocałować w dłoń. Wyrwał rękę.  Topielec zaczął powtarzać: - Pan uratował mi życie, Pan uratował mi życie, nigdy tego Panu nie zapomnę. Co by zrobiła czwórka dzieciaków bez ojca. Że też mnie nie przyszło do głowy, żeby stanąć.

    - Jak ma Pan na imię?

    - Stach.

    - Zapali Pan, Panie Stachu?

    - O chętnie. Zapalili. Stach wyraźnie odprężył się i zaczął mówić. Jestem traktorzystą w tutejszym PGR-e. Wiedziałem, że przysłali nowe dwie dętki do traktora. Wczoraj, gdy mój kolega popijał z magazynierem, ja podprowadziłem jedną. Nie wiedziałem, że to takie gówno i wystrzeli.

      - Ja myślę, że Pan za mocno ją napompował, a upał zrobił resztę.

      - Proszę Pana, powiedział Stach, ja bardzo proszę żeby Pan poczekał tu na mnie ze 20 minut, pobiegnę do domu, muszę się Panu odwdzięczyć, inaczej miałbym wyrzuty sumienia do końca życia. Co było robić – Bronek czekał.

     Z daleka zobaczył, że Stach niesie w rękach główkę kapusty. To dla Pana powiedział. Zdziwiony przyjął. Stach mówił: - Moja żona jest główną dojarką w gospodarstwie, sama robi doskonałe masło dla nas, przecież dzieci nie będą jadły suchego chleba. Nie mamy odpowiedniego papieru więc żona zawija je w liście od kapusty.

    Żona Bronka nie mogła się nachwalić tego masła, a było go z kilogram. Potem, przez wiele lat opowiadała znajomym jak to jej mąż pojechał na ryby i złowił główkę kapusty.

          

                                                                                                  Piaseczno 02.02.2022 r

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz