![]() |
Zakochani myślą o sobie. |
Pewnego dnia przyszedł i Mareczek. Niewielkiej postury, lubiany przez wszystkich i znany z tego, że do czego się dotknął to zepsuł. Wędkarzem był zajadłym lecz rezultaty miewał mierne. Dostał płoteczkę od kolegi, założył na kotwiczkę i wyrzucił na jezioro, najdalej jak potrafił. Usiadł na skraju pomostu bez poręczy i czekał na branie szczupaka.
Niedługo. Spławik gwałtownie zanurkował. Mareczek zerwał się na nogi
i chwycił wędzisko. Błyskawicznie nastąpiło takie silne szarpnięcie, że Mareczek stracił równowagę i rąbnął do wody. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę łomotu. Dwaj koledzy skoczyli do wody ratować Mareczka, bo pływać to On nie potrafił. Trzymał za to dzielnie wędzisko.
W chwili gdy dowlekli Go do płycizny z wody wystrzelił, na dużą wysokość, ptak, a potem z krzykiem opadł i zanurkował. Publiczność nie rozumiała co się dzieje. Jeden z ratowników zorientował się szybko, że na wędce Mareczka jest uczepiony perkoz. Wyrwał Mu, trzymany kurczowo, kij i powoli wybierał żyłkę. Perkoz walczył długo i zaciekle. Dopiero na brzegu przyrzucony kocem uspokoił się na tyle, że można było mu delikatnie wyjąc kotwiczkę z dzioba.
Uwolniony ptak poszybował w dal przy głośnych brawach publiczności.
Przez następnych kilka lat gdy nadchodziła wiosna, a ja spotykałem Mareczka, to niezmiennie pytałem: Czy perkozy już biorą?
Uwolniony ptak poszybował w dal przy głośnych brawach publiczności.
Przez następnych kilka lat gdy nadchodziła wiosna, a ja spotykałem Mareczka, to niezmiennie pytałem: Czy perkozy już biorą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz