![]() |
W każdym wojsku sierżant wie swoje. |
W pułku artylerii, na Mazurach, w roku 1978, kompanią obsługi dowodził st. sierżant Śnieszko.
W skład tej kompanii wchodzili: kierowcy, mechanicy, rusznikarze, puszkarze, kucharze, pisarze, sanitariusze i inni funkcyjni. Większość z nich to spryciarze, cwaniaki, obiboki i leserzy. Dowodzenie taką zbiorowością to niełatwa sztuka.
St. sierż. Śnieszko dobrze sobie radził. Na pisarza kompanijnego wynalazł sobie kaprala Steca. Stec to chłopak z maturą, urodzony i wychowany wśród żulii na Targówku w Warszawie, cwaniak nad cwaniaki. Odwalał całą robotę biurokratyczną za swojego przełożonego.
Pewnego razu Stec spóźnił się z przepustki o 12 godz. i wiedział, że pójdzie do aresztu. Jednak Śnieszko był sprytniejszy i ukarał go dwoma tygodniami zakazu opuszczenia koszar, bo kto wykonywałby robotę za niego. Stec postanowił zemścić się i czekał na okazję.
Na terenie koszar był spory staw systematycznie zarybiany. Wśród kadry było wielu wędkarzy, a Śnieszko należał do najlepszych. W sobotę wieczorem, w kasynie, przy kieliszku, siedzieli sobie dwaj panowie podoficerowie: Śnieszko i Grabski, magazynier uzbrojenia. Od słowa do słowa i stanął zakład o to kto jest lepszy w łowieniu ryb. Umówili się na jutro nad stawem o godz ósmej. Śnieszko zadzwonił do Steca i polecił mu nakopać robaków i powiedział, że ciasto zrobi według własnej recepty.
Rano, przed zawodami, kiedy Stec pomagał przygotowywać się do zawodów swojemu szefowi, ten narzekał na potworny katar i że nic nie czuję. To natchnęło Steca do działania. Bez wiedzy przełożonego skropił naftą jego przynęty. Naftę mieli do latarek alarmowych.
W takich warunkach Śnieszko przegrał zawody "z kretesem". Wieść rozeszła się po koszarach.
Kadra pokpiwała ze Śnieszki. W kompani żołnierze, znając kulisy sprawy, przy każdej okazji pytali:
"Obywatelu sierżancie, jak to było na zawodach?" A on się wściekał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz