Ich nic ne zniechęci |
Rysiu od lat jeździ ze swoimi kolesiami na takie leśne jeziorko, w kształcie elipsy 300 na 700m i nie głębsze jak 2m. Na jednym końcu tego jeziorka wpływa i za 60m wypływa dość pokaźna rzeczka i dla tego ono nigdy całe nie zamarza ale i nie występuję przyducha. Kiedyś było tam okoni ochocho a może i więcej.
Łowienie na błystkę jest tu uciążliwe i mało skuteczne ze względu na zielsko, za to na mormyszkę - istny raj. Często łowiłem tam wymiarowe okonki już na głębokości 40cm.
Urok łowienia polega na tym, że widać przez przerębel jak podpływają ryby do drgającej mormyszki i jak reagują na przynętę. Oczywiście wówczas nie patrzy się na kiwak, natomiast zacina się wtedy gdy mormyszka ginie w pyszczku ryby.
Po kilku godzinach takiego patrzenia w przerębel i po powrocie do domu, wystarczy zamknąć na chwilę oczy i od razu widać jak okonie chwytają mormyszkę. Podobnie jak grzybiarz po udanej wyprawie widzi w domu dokoła prawdziwki.
Rysiu miał pewnego razu udany połów, a że i dziur nawiercił się bardzo dużo więc zasnął kamiennym snem. Widzi jak ogromny okoń połyka jego mormyszkę więc z impetem machnął ręko i ... uderzył śpiąco obok żonę. Zbudziła się żona, zbudził się i on. Zaczął tłumaczyć się i przepraszać. Żona wykręciła się twarzą do ściany i powiedziała: Ty od tych ryb to już całkiem zgłupiałeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz